poniedziałek, 15 listopada 2010

Figa i serwetki


W moim domu pojawił się nowy domownik. Nazywa się Figa, jest labradorem i ma prawie 3 miesiące co oznacza, że mam trzecie dziecko pod opieką. Jest u nas dopiero 4 dni więc na razie wszyscy oswajamy się ze sobą i uczymy co nam wolno a czego nie (np. Piotruś, nie wiadomo dlaczego, uważa, że na piesku można jeździć i od pierwszego dnia próbuje ją dosiąść czemu i pies i ja stanowczo mówimy nie ) .

A teraz może pokażę kilka serwetek, które udało mi się zrobić i uwiecznić. Coś tam dłubię ale niestety są to same drobiazgi, które powstają w ramach odsapnięcia od domowych obowiązków. Fotki mało wymyślne bo sunia plątała się po mieszkaniu i "straszyła" dzieci :-).
Cztery serwetki. Ten sam wzór ale kombinowałam z kolorem :-).









Zimowa gwiazdka. Prosta, mała i szybka w wykonaniu.


Dwie serwetki "w kwadracie"" dla przełamania monotonii :-). W obu są łączone elementy.


Na zakończenie największa z moich ostatnich serwetek. Ta podoba mi się najbardziej.
Pozdrawiam.




piątek, 12 listopada 2010

Candy u Lacrimy

http://zamotanalacrima.blogspot.com/2010/11/candy-razy-3_11.html

Pod powyższym linkiem mała słodycz dla lubiących dostawać wełniane prezenty a na blogu niespodzianki i dla zwolenników innych "prac ręcznych".
Oczywista rzecz, że polecam tego bloga dla samej jego zawartości a nie tylko ze względu na ogłoszone candy. Warto tam zaglądać :-)

poniedziałek, 27 września 2010

Zagubiona w codzienności

Baaardzo długo mnie nie było albo raczej bardzo długo nie napisałam ani słowa na moim blogu. Za każdym razem, kiedy odwiedzałam moje ulubione miejsca w sieci już, już miałam zabrać się za pisanie ale zawsze "coś" mi przeszkadzało. Tym "czymś" były najczęściej dzieci, mąż przebywający w domu na urlopie a w końcu zły nastrój.
Jakoś szybko złapałam jesienną depresję, no może słowo "depresja" to za dużo powiedziane, nazwijmy to jesienną chandrą. Generalnie nic mi się nie chce.
Rano pobudka o 6.00 i co, ciemno :-(. Szybka kawa i budzenie dzieci, oczywiście najczęściej Piotr już nie śpi i rozrabia w czasie kiedy ja się ubieram i doprowadzam do ładu po nocy. O 7.00 wstaje Ala, która doprowadza mnie do szaleństwa tempem ubierania, założenie jednej skarpetki zajmuje jej 5 minut i to nie z powodu braku tej przydatnej umiejętności ale dlatego, że namiętnie ogląda bajki na TVN Style. Pewnie mogłabym ubrać ją sama ale wychodzę z założenia, że 6-cio latka powinna ubierać się samodzielnie. Mogłabym też wyłączyć telewizor ale po kilku testach zauważyłam, że wtedy traci jeszcze więcej czasu na ubieranie, bo bawi się z Piotrem.
Kiedy już ten proces mamy za sobą, ja w międzyczasie ubieram Piotra i siebie, możemy wreszcie wyjść do przedszkola, w którym Ala jest do 16.00, a ja z Piotrem wracamy do domu.
Niestety, od dłuższego czasu w Poznaniu króluje deszcz, bywają dni słoneczne ale mam wrażenie, że jest ich decydowanie mniej. A skoro pada to siedzimy z Młodym w domku i synuś wariuje a ja wraz z nim. Wszelkie próby zainteresowania dwulatka czymkolwiek dłużej niż 10 minut kończą się niepowodzeniem, zabaw trzeba wymyślać setki a i tak najfajniejsze jest tłuczenie garami i wywalanie zabawek z pudełek i to ze wszystkich na raz. Dopiero wtedy, kiedy brnie się przez stosy samochodzików i klocków, co chwila się potykając, jest fajnie. I w takich momentach nawet mama nie jest potrzebna.
Oczywiście moje młodsze dziecko uznało, że już nie potrzebuje popołudniowej drzemki i nie daje mamie odpocząć od siebie aż do wieczora.
Po 16.00 mam już dzieci w komplecie i wtedy czasami bawią się razem, ale są to krótkie chwile.
Kiedy w ciągu dnia mam chwilę dla siebie ? nigdy. No może przesadzam, raz w miesiącu mąż jest w domu i wtedy mogę wyjść i spotkać się z przyjaciółkami.
Jaki z tego wniosek? Otóż sytuacja, kiedy małżonek pracuje i mieszka kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania rodziny jest do bani, żeby nie użyć bardziej dosadnego zwrotu.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze sytuacja na rynku pracy, bo owszem chciałabym pójść do pracy. Miałam nadzieję, że będę mogła robić to, co robiłam przed druga ciążą, mianowicie byłam sekretarką i mam nadzieję, że dobrą sekretarką. Tymczasem teraz pracodawcy wymagają od sekretarki aby była jednocześnie tłumaczem przysięgłym i kierowcą, nie wspominając o pełnej dyspozycyjności i marnym wynagrodzeniu jakie oferują. Rozpoczęłam więc poszukiwania pracy w tzw. budżetówce wychodząc z założenia, że w tejże wymagania będą nieco skromniejsze. Miałam rację. Niestety wraz ze spadkiem wymagań na łeb poleciały również możliwe do zarobienia pieniądze. Zaoferowano mi 1100 zł na rękę co po odliczeniu pensji dla opiekunki dla Piotra oraz biletów umożliwiających dojazd dałoby mi 0 zł dochodu. Nic tylko biegiem do pracy.
Sami więc widzicie, ze można nie mieć ochoty na nic..

Może uda mi się ładnie wykrochmalić to co przez te kilka tygodni wydziergałam na szydełku ( a nie ma tego wiele) i pokazać w następnym poście.
Do zobaczenia i poczytania.

niedziela, 18 lipca 2010

Nareszcie nie serweta

Nie wiem jak mi się to udało ale udało się. Zrobiłam dla siebie sweterek, szydełkiem i miałam go już na sobie, bo nastąpiła przerwa w upałach. Proszę oto ja i mój sweterek.


Wzór dość prosty i po jednym powtórzeniu robiłam z głowy. Wyszło 35 dag bawełny Altin Basak miya (125m/50g) szydełko 3,5. Wyrób się spodobał i już mam zamówienie od teściowej na taki sam.
Aktualnie próbuję zrobić bolerko dla córki i już nawet zaczęłam ale jakoś w trakcie pracy przestał mi się podobać wzór, który jakoś nie pasuje do wybranego przez nią, ulubionego ostatnio, koloru fioletowego. Nie pokażę więc ani kawałka robótki bo i tak idzie do sprucia :-). Kupię jaśniejszą wełenkę i zrobię po swojemu a fiolet przerobię na coś ażurowego. Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze w czasie tych wakacji.

niedziela, 4 lipca 2010

Myślał indyk o niedzieli a w sobotę łeb mu...

Planowanie w moim wypadku mija się z celem. Po kiepskim finansowo początku roku nie planowałam żadnego wielkiego wakacyjnego wyjazdu, nie było za co i raczej małe były perspektywy na nagłe wzbogacenie się (jakoś nie wychodzą mi te 6-tki w LOTTO). Chciałam jedynie zabrać dzieci na kilka dni do mojego rodzinnego miasta w odwiedziny do mojego taty, który tam mieszka. Ojciec wziął urlop i jutro miałam wysiadać na dworcu we Włocławku. Tymczasem moje dzieci, zgodnie zresztą z czarnym scenariuszem pochorowały się koncertowo. Najpierw Ala złapała jakieś paskudne przeziębienie, zakończone antybiotykiem, później tradycyjnie już Piotruś zaczął pokasływać. Myślałam, że jak zawsze dostanie zapalenia oskrzeli tymczasem on kaszle a dodatkową atrakcją są wymioty po każdym posiłku :(. Na szczęście "nic" poza tym nie wskazuje na poważną chorobę, może normalnie pić i nie zwraca mleka, które stało się głównym jego posiłkiem, nie ma gorączki i normalnie się bawi. W piątek wieczorem byłam z nim u lekarza, na tzw. pomocy doraźnej, gdzie lekarka nic na dobrą sprawę nie stwierdziła. Jutro czeka mnie wizyta u naszego pediatry.
Atrakcje nocne zapewniła mi za to Alicja, która najpierw zwymiotowała w łóżku u siebie a potem nie zdążyłam i moje łóżko również zaliczyło zmianę pościeli a podłogi w kilku pomieszczeniach mycie, dodam że była godzina 1 w nocy. Takie atrakcje powtórzyły się jeszcze kilka razy w ciągu tej nocy no i trwają nadal. U Ali "zadziałały"najpewniej czereśnie, bo objawy zupełnie inne niż u Piotra.
I tak właśnie zakończył się mój zaplanowany wyjazd do Włocławka. Nic to, jak wyzdrowieją będziemy chodzić na basen, jest jeden w pobliżu, potrzebny nam tylko tatuś, który za tydzień zaczyna urlop i zjedzie z Kielc do Poznania.
Mam nadzieję, że teść da radę podjechać dzisiaj do mnie aby zostać z Alą na chwilkę, ja muszę przecież oddać swój głos na "właściwego" kandydata.

piątek, 25 czerwca 2010

wtorek, 22 czerwca 2010

Słaba średnia

Kiedy zaczynałam pisać bloga miałam wielką nadzieję, że będę robić wpisy w miarę regularnie i często, przecież tak wiele mam do powiedzenia całemu światu :-). A tymczasem mam średnio dwa wpisy miesięcznie a wszystko dlatego, że doba ma 24 godziny i za nic nie chce się wydłużyć. Niby nie pracuję zawodowo i siedzę w domu z młodszym dzieckiem więc teoretycznie czasu mam całe mnóstwo ale każda matka wie, że jeden dwulatek (prawie) i jeszcze jedna sześciolatka (prawie) są pożeraczami maminego czasu wolnego (w praktyce oznacza to, ze czasu takiego nie mam wcale). Pozostają mi wieczory/noce ale tylko teoretycznie, kryzys (który podobno nie dotknął Polski zbyt mocno ?) zagonił mnie do pracy i wieczory poświęcam na robienie kolczyków, naszyjników, bransolet i zawieszek w ilościach iście hurtowych. Dlatego właśnie wydzierganie jednej serwetki zajmuje mi prawie miesiąc a czasu na zrobienie bluzki na drutach czy szydełku nie mam wcale. Błogosławię tego, który wymyślił audiobooki, dzięki czemu mogę "czytać" i dłubać biżuterię jednocześnie. To moja kolejna bolączka, wcześniej czytałam po kilka książek miesięcznie teraz szkoda mówić :(. Jestem jednak pewna, że za jakiś czas wszystko wróci do normalności, mojej własnej oczywiście :-).
Dziękuję wszystkim, którzy mimo mojej małej aktywności odwiedzają mojego bloga i chwalą moje nieliczne prace. Ja zaglądam do Was regularnie i z wielką przyjemnością podziwiam Wasze prace.

piątek, 4 czerwca 2010

Coś większego

Tytułowe coś większego to tylko kolejna serwetka, tyle że większa :-). Już widać taka moja karma, mam robić szydełkowe serwety, wszelkie robótki na drutach, mimo iż lubię druty, nie wychodzą mi, tzn. nie podoba mi się to co wychodzi :-. O ile oczywiście udaje mi się dokończyć dzieło heh. Tym razem zrobiłam serwetkę nie z bawełnianego kordonka jak zazwyczaj a z Korala 10. Sesja zdjęciowa plenerowa, nadal nie dorobiłam się stosownego stoliczka więc wykorzystałam zasoby teściów. W domu ciemno więc stoliczek z serwetką wylądował na trawniku przed domem. A co do serwetki sami oceńcie:-).




Jeśli chodzi o pracę na tej nitce to szło szybki i bez jakichkolwiek problemów muszę tylko przystosować się do jej ciężkości. Wydaje mi się jednak, ze chwilowo przestawię się na nową nitkę. Teraz robię coś mniejszego, coś, bo nie serwetka, będzie składało się z 9 połączonych elementów. Szybko się szydełkuje bo elementy te są bardzo małe a ja lubię, kiedy od razu widać efekty mojej pracy.

piątek, 14 maja 2010

Liściasta

Mieszkanie mam małe a dziecko ruchliwe i pomysłowe, zajęło mi więc troszkę czasu znalezienie bezpiecznego miejsca na zablokowanie kolejnej serwetki. Tylko cóż z tego, że serwetkę zrobiłam skoro brakuje mi stoliczka, na którym mogłabym ją pięknie pokazać nie wspomnę już o możliwości zrobienia porządnych fotek. Wszystkich wrażliwych proszę więc o wybaczenie, z kilkudziesięciu zdjęć, jakie wykonałam wybrałam "najlepsze".





A teraz dla porównania zdjęcie zrobione z lampą, na którym widać też, że nici były białe :-).



Teraz zachciało mi się narzutki na ramiona. Lato zapowiada się deszczowe a większość moich letnich bluzek nie ma rękawów, więc narzutka przyda się zdecydowanie. Ciekawe czy do lata uda mi się to maleństwo zrobić, mam pewnie obawy z tym związane :-).

czwartek, 13 maja 2010

A co mi tam :-)

Zapisałam się w długaśnej kolejce na candy blogowo - urodzinowe
http://vilemoo.blox.pl/2010/05/Brandowanie-Kandydowanie.html

czwartek, 6 maja 2010

Wiosno, gdzie jesteś ?

Pogoda w kratkę :-( jednego dnia spaceruję z Piotrem ubranym w sweterek a następnego zakładam Mu ciepłą kurtkę. Zarządzanie pogodowe nawaliło. Kiedy jest zimno chce mi się więcej jeść co zdecydowanie niekorzystnie wpływa nie tylko na moją figurę ale także na samopoczucie. Oby do lata.
Robi się, a właściwie zrobiła się tylko jeszcze nie została zablokowana, kolejna serwetka. Może czas zrobić coś większego ? Spodobało mi się kilka bluzeczek ażurowych, robionych szydełkiem, mam tylko jeden malutki problemik - brak czasu. No bo niby siedzę w domu, w sensie - nie pracuje zawodowo, ale siedzenie w domu nie oznacza leżenia plackiem na kanapie i przerzucania kanałów telewizyjnych. Wszyscy, którzy mają w domu małe (1,5 roczne) dziecię wiedzą o czym mowa (mam jeszcze drugie dziecię ale ono już rozumne i nie przeszkadza w dzierganiu). Wszelkie przejawy aktywności szydełkowo-drutowej z mojej strony kończą się przeogromnym zainteresowaniem ze strony mojego ciekawskiego syna. Gdyby jeszcze interesowała go tylko wełna ale nie, on najbardziej ciekawy jest właśnie drutów i szydełka. Więc wszelkie "prace ręczne" odkładam na wieczór, a wieczorem po całym dniu wzmożonej aktywności moich dzieci usypiam na siedząco i kończy się moje robótkowanie.
Poza tym biegam po lekarzach. U Piotra pulmonolog zdiagnozował astmę (może się pomylił?) wobec tego jest pod stałą opieką lekarza i stale bierze sterydy :-( natomiast Ala ma powiększony trzeci migdał, co ma wpływ na jej słuch i w związku z tym idziemy jutro na drugie badanie słuchu a w perspektywie mamy usunięcie migdała (lepsze to niż głuchota mojego dziecka). Czyli nie nudzę się. W tym wszystkim brakuje troszkę czasu na moje przyjemności, z których ostatnio pozostało mi czytanie innych blogów i oglądanie przepięknych prac, które są na nich prezentowane. Moja "dłubanina" przy tych arcydziełach pali się ze wstydu. Ale będę ćwiczyć i ćwiczyć i może coś z tego kiedyś wyjdzie przepięknego :-).
Czyli wszystko rozbija się o brak czasu, moze jak dzieci dorosną haha.

piątek, 23 kwietnia 2010

Szydełkowe drobiazgi.

Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu ale tzw. życie codzienne pochłania sporo czasu i często brakuje go już na drobne przyjemności. Niemniej jednak udało mi się w tym zabieganym okresie zrobić kilka drobiazgów na szydełku. Generalnie dochodzę do wniosku, że małe formy bardziej mi odpowiadają, efekt widać od razu i nie mam problemów z rozmiarem (zrobiłam kilka sweterków dla córki i wszystkie czekają aż do nich dorośnie).


Delikatny wzór, serwetka "zrobiła się" błyskawicznie. Obok stoi fasolka z imieniem, którą dostała do wyhodowania moja córcia. Kolejna serwetka była już troszkę bardziej pracochłonna ale wzór był prosty i tez nie zajęła mi wiele czasu, praktycznie dwie drzemki Piotrusia.


I ostatnie do pokazania dzieło :-) a właściwie cztery dzieła, bo to komplet serwetek pod filiżankę, która stoi tylko jako ozdoba, bo dwie kawki zdążyłam już wypić a trzecia byłaby przesadą, nawet wypita w tak szczytnym celu.

Dzisiaj moje urodziny :-) 35 latek, to zobowiązuje, tylko jeszcze nie wiem do czego, może do większej powagi ... a może nie :-).

sobota, 10 kwietnia 2010

czwartek, 1 kwietnia 2010

Zajączek

Wielkanoc nadchodzi wielkimi krokami :-)a wiosna już jest i bardzo mnie to cieszy. Zdecydowanie jestem typem wiosenno - letnim, odżywam na wiosnę, razem z roślinkami budzę się do życia, wszystko mi się chce, nawet wstawanie o świcie mnie nie denerwuje a i problemy wydają się mniejsze. Tak już mam.
Córka w przedszkolu hurtowo produkuje świąteczne ozdoby, koszyczki, baranki, króliczki i co tam jeszcze wyobraźnia podpowie i znosi to do domu, w którym brakuje już miejsca dla nas, ludzi :-).
Wiosenny deszczyk przestał padać więc pora umyć okna, które czekały w stanie nienaruszonym (czytaj: brudne jak święta ziemia) od czasu naszego powrotu z Kielc, czyli równy miesiąc. Uznałam po przeprowadzce, że skoro i tak niedługo czekają mnie porządki Wielkanocne to po co mam się wyrywać z wcześniejszym ich myciem. Prawda, że właściwe mam podejście :-).
Zrobiłam fotki serwecie, która bardzo wolno powiększa się o kolejne elementy i pewnie gdzieś koło Świąt Bożego Narodzenia dotrze do końca.



Fota jest fatalna, nie udało mi się ująć całej serwety w kadrze z powodu niewłaściwego obiektywu. Ten właściwy leży w pokoju, w którym właśnie śpi Piotruś i uznałam, że chwila ciszy jest ważniejsza niż dobra fota :-). Niemniej jednak obrus rośnie a kiedy już urośnie duży i dokonam wszelkich prac wykończeniowych zostanie zaprezentowany na stole, tudzież ławie :-.
Robi się też żółciutki sweter dla Ali, jestem na etapie rękawów, chwilowo odrywają mnie od pracy porządki domowe ale mam nadzieję, że jak przysiądę to szybko go skończę.

A tytułowy zajączek, to zwyczaj dawania prezentów na Wielkanoc, który panuje tutaj w Poznaniu a w Kielcach był całkowicie nieznany. Co "kraj" to obyczaj :-).

środa, 24 marca 2010

Co się działo

No i wróciłam :-), nie z podróży ale z niebytu internetowego. W końcu, po trzech długaśnych tygodniach Netia podłączyła mi w poznańskim domku internet. Wydawałoby się, że przeniesienie łącza w tych czasach zajmie chwilkę a tymczasem mam wrażenie, że oni ciągnęli kable z Kielc do Poznania. No ale najważniejsze, że wreszcie im się udało.
Tak więc od 28 lutego znowu mieszkam w Poznaniu, co nie powiem, pomijając "drobne" niedogodności w postaci braku na miejscu męża, nawet mi się podoba. Chociaż nie wychowywałam się w tym mieście to teraz czuję się w nim jak w domu, znajome sklepy na osiedlu, znajome ulice a nawet przedszkole, do którego jakimś cudem udało mi się zapisać Alę i to w pierwszym dniu po przyjeździe. Moje dzieci nie byłyby moimi dziećmi gdyby nie przywitały nowego miejsca chorobami. Ala na wstępie antybiotyk zaraz po niej Piotr, któremu chorowanie tak się podoba, że robi to już trzeci tydzień :-(.
Jestem ciekawa czy diagnozowanie i leczenie małych dzieci tylko u nas przebiega z takimi problemami, czy może ja trafiam na lekarzy, którym się nie chce. A może rzeczywiście nie można stwierdzić dlaczego dziecko choruje ? Nie znam się na tym, nie moja branża niestety.
W związku z chorobą Piotra poszukiwanie pracy bardzo kuleje, no bo jaki pracodawca zatrudni mnie w momencie, w którym pierwszego dnia pracy będę brała opiekę na dziecko ? Może jakaś rozsądna praca w domu? Tylko jak pracować z maluchem wymagającym nieustannej uwagi?
Ale się rozpisałam. W międzyczasie oczywiście coś tam się dzierga i może się wreszcie coś skończy. Na razie ochoty na kończenie brak.

środa, 17 marca 2010

Odcięta od świata

Od czasu przeprowadzki do Poznania, tzn. od 28 lutego nie mam w domu internetu :( straszne.
Netia twierdzi, ze przeniesienie łącza może potrwać nawet do końca miesiąca. XXI wiek :(.

wtorek, 23 lutego 2010

Przeprowadzka

I znowu w moim życiu nadszedł czas na zmianę miejsca zamieszkania. Tym razem wracam do własnego, a nie kolejnego wynajmowanego, mieszkanka. Wracam do Poznania. Decyzję podjęliśmy z dnia na dzień, choć rozmawialiśmy o tym od miesiąca. W Kielcach mieszkałam "tylko" ze względu na to, że tutaj mój mąż pracuje. I pewnie byłoby tak dalej gdyby nie fakt, że nasze mieszkanie w Poznaniu nie może "znaleźć" nowych lokatorów, poprzedni wyprowadzili się w grudniu. Utrzymywanie dwóch domów, wliczając w to kredyt hipoteczny płacony za mieszkanie poznańskie, wyczerpało nasze mozolnie gromadzone oszczędności (nie było ich zbyt wiele). Jedynym rozsądnym wyjściem jest powrót do Poznania, na razie mój i dzieci a z czasem męża.
Ma to dobre strony, Ala pójdzie do zerówki już w Poznaniu a i mi będzie łatwiej znaleźć tam pracę, kiedy Piotruś podrośnie. No i poza wszystkim tam mamy rodzinę, są dziadkowie, siostry, wujowie :-) w Kielcach byliśmy zupełnie sami. Bywa to potwornie uciążliwe, zwłaszcza kiedy ma się dwójkę dzieci.
Tak więc w niedzielę przeprowadzka (kiedy podejmę decyzję realizacja następuje natychmiast).
Muszę tylko na szybko zorganizować sobie jakiś internet :-).

niedziela, 21 lutego 2010

Candy

U Vivictorii do wygrania ruda włóczka. Postanowiłam spróbować, może się uda coś wygrać pierwszy raz w życiu :-)

http://baglady.blox.pl/2010/02/WELNA-I-REKLAMA.html?commented=1

piątek, 19 lutego 2010

Będzie malarką :-)

Moja córka ma dylemat, nie wie, czy ma być w przyszłości malarką, piosenkarką czy fotografką :-). Wie na pewno, że ma jakiś talent. A to próbka.

Skoro nie zamieszczam swoich prac na blogu to muszę pokazać pracę córki :-).
Na rysunku jest nasza rodzina, ja, mąż, Ala i Piotruś. Chłopaki mają na głowach kapelusze bo Ala nie umie rysować włosów u chłopców.
Raczej nie wstawię pliku z jej śpiewem, wychodzi na razie głośno i poza melodią ;-).

czwartek, 18 lutego 2010

Sen zimowy?

Zima jest piękna ale dla mnie osobiście trwa już zbyt długo. Brak słońca bardzo mi dokucza co przejawia się w tym, ze zasypiam zaraz po przeczytaniu bajki Alicji, czyli o godzinie 20. Robótki leżą :-(, już nie mówię o serwecie, przy niej wiedziałam, że potrwa to jakiś czas ale zabrałam się za delikatny szal dla mojej teściowej i miałam nadzieję, że założy go jeszcze tej zimy ale w tym tempie to dostanie go koło sierpnia. Tak na marginesie, po raz pierwszy dziergam na drutach cokolwiek na tak delikatnej włóczce, cieniutkie to to, z włoskiem, szal będzie jak pajęczynka. No ale nie ma się co przechwalać bo na razie to mam początek.
Dodatkową atrakcją jest Ala, która siedzi w domu. Zdrowa jest na szczęście ale w przedszkolu panuje grypa jelitowa i wolę, żeby posiedziała ze mną i Piotrusiem, niż zaraziła się i jeszcze przyniosła to do domu.

wtorek, 16 lutego 2010

Lepiej

Po kilku tygodniach choroby w domu powoli wychodzimy na prostą. Najpierw Ala z ospą i jednocześnie Piotrek z zapaleniem oskrzeli, po tygodniu Piotr z ospą a Ala ze strasznym kaszlem i natychmiast Piotrek wchodzi w kolejne zapalenie oskrzeli i potworne duszności z zagrożeniem szpitalem. Teraz na szczęście Ala już zdrowa a Młody z resztkami ospy i ustępującym powolutku zapaleniem oskrzeli. Od tygodnia bierze antybiotyk, inhalacje z Ventolinu i na stałe Flixotide. W perspektywie astma ale na razie nikt nie potrafi/ nie chce zdiagnozować go dokładnie. Poza wszystkim lekarze to osobna historia, dwie Panie Doktor i totalnie inne zalecenia przy ospie: pediatra mówi nie kąpać i nie moczyć, w szpitalu zakaźnym mówią kąpać i zmywać puder, którym smarujemy dziecko. Człowiek głupieje. Teraz będziemy składać wniosek o sanatorium dla dzieci , może ono poprawi ich odporność, oczywiście o ile zostanie nam przyznane.
Najważniejsze, że Piotruś może już swobodnie oddychać.

wtorek, 9 lutego 2010

Pomiędzy smarowaniem ospy i wycieraniem zasmarkanych nosków

Czy te moje dzieci będą kiedyś zdrowe dłużej niż tydzień ? Nie wiem. Po ospie Alicji w styczniu, Piotrek dostał kolejnego zapalenia oskrzeli, kiedy już wyleczył się z tego a Ala wyszła z ospy, Piotra wysypało a Alicja się rozkasłała. W konsekwencji już miesiąc siedzi w domu zamiast chodzić do przedszkola, nie chciałam aby przyniosła coś więcej niż kaszel, żeby nie zarazić dodatkowo Piotrusia. Jemu z kolei nie jest potrzebne nic więcej do chorowania, bo mimo siedzenia w domu i całkowitej izolacji znowu strasznie kaszle, więc jutro pediatra i pewnie znowu antybiotyk. Mam dość.
W tak zwanym międzyczasie zrobiłam prostą, siatkową serwetkę, zaklinając wiosnę, bo serwetka jest żółciutka.



Ma ona wymiary 68/49 cm.
Na nic większego nie mam szans do czasu aż moje dzieci nie wyzdrowieją. Nie mogę się na niczym poważnym skoncentrować.

piątek, 5 lutego 2010

Ospa 2:0

No i Piotruś poległ, obsypało go calutkiego. Mały jest więc posmarowanie go graniczy z cudem, co tylko maznęłam jeden wykwit to natychmiast zadowolony rozmazywał krem i tak cały czas. Dobrze, że ospę ma się raz w życiu,przynajmniej będzie z głowy u obojga.

czwartek, 4 lutego 2010

Szal zrobiony


W końcu zrobiłam coś do końca, co nie jest sweterkiem dla dziecka ani serwetką. Szal zrobiony z mieszanki, której składu nie potrafię podać, bo włóczka była kupiona okazyjnie i bez banderolek. Najważniejsze, że jest miękka z lekkim włoskiem a szal z niej zrobiony będzie cieplutki. Wzór podejrzałam w Damie nr 1-2 2010, użyłam tylko innej wełny. Ma on przeszło 2 m długości i około 40 cm szerokości i jest prezentem dla szwagierki, która bardzo lubi takie "motacze".

Kolor bladoróżowy z biała niteczką, oczywiście zdjęcia nie oddały koloru :-).
Tak na marginesie to muszę jeszcze opanować takie wstawianie fotek do posta, żeby to miało pożądany przeze mnie układ bo na razie wychodzą mi jakieś cuda :).Na zakończenie sesji "coś" mi się zaplątało w szal ;-).



Na ostatniej fotce kolor jest najbardziej zbliżony do właściwego.
Teraz robię serwetę na stół, pokażę, jak będzie połowa.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Cudowna cisza

Po dwóch tygodniach przerwy, spędzonych w domu z powodu ospy, Ala poszła dzisiaj do przedszkola a ja cieszę się z ciszy, połowicznej, bo Piotrek jest ze mną, ale zawsze to cisza :-). Moja córka zaczyna mówić w momencie, w którym otwiera rano oczy a przestaje wtedy, kiedy wieczorem je zamyka w łóżku. Kiedy nie mówi to śpiewa. Ja wiem,że ma to po mnie ale własnych wad się nie widzi tak wyraźnie do czasu, aż inna jednostka nie zacznie nas irytować tym, czym my możemy irytować innych. Słuchanie co 10 s "mamo a wiesz co..., mamo a mogę ci tylko słówko powiedzieć, mamo, mamo, mamo...." może doprowadzić do wścieklizny ;)Dodam, ze bardzo kocham moją córeczkę ale dziękuję temu co wymyślił przedszkole bo dzięki niemu mam choć odrobinę spokoju w domu. Jeśli Piotruś będzie choć w połowie tak gadatliwy to będę miała stereo i częsty ból głowy ehhh. A co do ospy to na razie Piotrek nie ma żadnych objawów, ale mogą się jeszcze niestety pojawić

środa, 20 stycznia 2010

1:0 dla ospy

No i się doczekałam, Ala ma ospę. To właściwie była kwestia czasu, co chwilę jakieś dziecko w przedszkolu było chore a ją omijało, a teraz złapała. Ciekawe czy Piotrek też się zarazi, pediatra twierdzi, że mógłby jeszcze zaczekać z ospą ale jeśli wiąż przebywają z Alą w jednym pokoju to może być trudne.
Jestem uziemiona na dwa tygodnie, bo z ospą nie można wychodzić. Na początku lutego ma być w przedszkolu przedstawienie dla babć i dziadków, Ala gra rolę krasnala Śpioszka i babcia miała z Poznania przyjechać, mam nadzieję, że krostki zejdą z niej na tyle, że będzie mogła wziąć udział w tej zabawie. Jeśli nie będzie straszny płacz.
A z innych spraw to jestem w trakcie robienia serwety na stolik, jak skończę to wystawię. Robienie serwetek na szydełku wychodzi mi zdecydowanie lepiej niż robienie swetrów.
A bajeczka Disneya "Księżniczka i żaba" była przyjemna :-) Ali bardzo się podobała. Polecam wszystkim małym dziewczynkom.

niedziela, 17 stycznia 2010

Księżniczka i żaba

Wybieram się dzisiaj z córą na bajkę Disneya "Księżniczka i żaba", wolałabym wprawdzie zobaczyć coś dla dorosłych ale jak ma się małe dzieci to czasami nie ma się wyboru :-).

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Odbiór

No i wczoraj odebrałam mieszkanie od najemcy. Odebrałam na odległość bo jazda z Kielc do Poznania tylko po to, aby wkurzyć się osobiście na gościa była nie do pomyślenia, odebrali teściowie. W głowie mi się nie mieści jak można nie wywiązywać się z własnych zobowiązań tak jak zrobił mój były już najemca. On mi nie zapłaci za czynsz i prąd bo nie ma pieniędzy, mam sobie wziąć z kaucji albo iść do sądu jemu jest wszystko jedno, a że wcześniej umawialiśmy się inaczej to jego to nie interesuje, nie ma i już. I jeszcze wyprowadził się w okresie martwym jeśli chodzi o wynajem mieszkań, wobec tego nie mam lokatora i ciekawe jak się spłaci kredyt mieszkaniowy na tym cholernym mieszkaniu. Najlepiej byłoby chyba nic nie posiadać, kiedy człowiek nic nie ma nie musi się o nic martwić.
Ufff
Koszmarny koniec roku a początek nowego nie zapowiada się na razie dobrze, a jeszcze na dodatek jak się nie jest optymistką to nie jest zbyt łatwo.
To sobie popisałam.
Jedyny plus na początku roku to kubek poranka tvn24nod Jarka Kuźniara :-)) dostanę kubeczek !!!! Huraaaaa!!!

piątek, 1 stycznia 2010

Nie ma zmiłuj

Mój roczny mężczyzna nie uszanował tego, że mama długo siedziała wieczorem i zarządził pobudkę o 6 rano :-(. A skoro mama już wstała, zaspokoiła najpilniejsze potrzeby małego budzika może sobie posiedzieć przed komputerem. W końcu zrobiłam foty moim serwetkom i mogę pokazać je publiczności :-) tak na dobry początek roku.





I jeszcze tylko muszę nauczyć się poprawnej edycji bloga i zamieszczania zdjęć i linków ale to z czasem. Proszę więc o wybaczenie nieporadności w tym temacie.

2010

Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku.
Sobie i wszystkim innym :-)