piątek, 12 listopada 2010

Candy u Lacrimy

http://zamotanalacrima.blogspot.com/2010/11/candy-razy-3_11.html

Pod powyższym linkiem mała słodycz dla lubiących dostawać wełniane prezenty a na blogu niespodzianki i dla zwolenników innych "prac ręcznych".
Oczywista rzecz, że polecam tego bloga dla samej jego zawartości a nie tylko ze względu na ogłoszone candy. Warto tam zaglądać :-)

poniedziałek, 27 września 2010

Zagubiona w codzienności

Baaardzo długo mnie nie było albo raczej bardzo długo nie napisałam ani słowa na moim blogu. Za każdym razem, kiedy odwiedzałam moje ulubione miejsca w sieci już, już miałam zabrać się za pisanie ale zawsze "coś" mi przeszkadzało. Tym "czymś" były najczęściej dzieci, mąż przebywający w domu na urlopie a w końcu zły nastrój.
Jakoś szybko złapałam jesienną depresję, no może słowo "depresja" to za dużo powiedziane, nazwijmy to jesienną chandrą. Generalnie nic mi się nie chce.
Rano pobudka o 6.00 i co, ciemno :-(. Szybka kawa i budzenie dzieci, oczywiście najczęściej Piotr już nie śpi i rozrabia w czasie kiedy ja się ubieram i doprowadzam do ładu po nocy. O 7.00 wstaje Ala, która doprowadza mnie do szaleństwa tempem ubierania, założenie jednej skarpetki zajmuje jej 5 minut i to nie z powodu braku tej przydatnej umiejętności ale dlatego, że namiętnie ogląda bajki na TVN Style. Pewnie mogłabym ubrać ją sama ale wychodzę z założenia, że 6-cio latka powinna ubierać się samodzielnie. Mogłabym też wyłączyć telewizor ale po kilku testach zauważyłam, że wtedy traci jeszcze więcej czasu na ubieranie, bo bawi się z Piotrem.
Kiedy już ten proces mamy za sobą, ja w międzyczasie ubieram Piotra i siebie, możemy wreszcie wyjść do przedszkola, w którym Ala jest do 16.00, a ja z Piotrem wracamy do domu.
Niestety, od dłuższego czasu w Poznaniu króluje deszcz, bywają dni słoneczne ale mam wrażenie, że jest ich decydowanie mniej. A skoro pada to siedzimy z Młodym w domku i synuś wariuje a ja wraz z nim. Wszelkie próby zainteresowania dwulatka czymkolwiek dłużej niż 10 minut kończą się niepowodzeniem, zabaw trzeba wymyślać setki a i tak najfajniejsze jest tłuczenie garami i wywalanie zabawek z pudełek i to ze wszystkich na raz. Dopiero wtedy, kiedy brnie się przez stosy samochodzików i klocków, co chwila się potykając, jest fajnie. I w takich momentach nawet mama nie jest potrzebna.
Oczywiście moje młodsze dziecko uznało, że już nie potrzebuje popołudniowej drzemki i nie daje mamie odpocząć od siebie aż do wieczora.
Po 16.00 mam już dzieci w komplecie i wtedy czasami bawią się razem, ale są to krótkie chwile.
Kiedy w ciągu dnia mam chwilę dla siebie ? nigdy. No może przesadzam, raz w miesiącu mąż jest w domu i wtedy mogę wyjść i spotkać się z przyjaciółkami.
Jaki z tego wniosek? Otóż sytuacja, kiedy małżonek pracuje i mieszka kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania rodziny jest do bani, żeby nie użyć bardziej dosadnego zwrotu.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze sytuacja na rynku pracy, bo owszem chciałabym pójść do pracy. Miałam nadzieję, że będę mogła robić to, co robiłam przed druga ciążą, mianowicie byłam sekretarką i mam nadzieję, że dobrą sekretarką. Tymczasem teraz pracodawcy wymagają od sekretarki aby była jednocześnie tłumaczem przysięgłym i kierowcą, nie wspominając o pełnej dyspozycyjności i marnym wynagrodzeniu jakie oferują. Rozpoczęłam więc poszukiwania pracy w tzw. budżetówce wychodząc z założenia, że w tejże wymagania będą nieco skromniejsze. Miałam rację. Niestety wraz ze spadkiem wymagań na łeb poleciały również możliwe do zarobienia pieniądze. Zaoferowano mi 1100 zł na rękę co po odliczeniu pensji dla opiekunki dla Piotra oraz biletów umożliwiających dojazd dałoby mi 0 zł dochodu. Nic tylko biegiem do pracy.
Sami więc widzicie, ze można nie mieć ochoty na nic..

Może uda mi się ładnie wykrochmalić to co przez te kilka tygodni wydziergałam na szydełku ( a nie ma tego wiele) i pokazać w następnym poście.
Do zobaczenia i poczytania.

niedziela, 18 lipca 2010

Nareszcie nie serweta

Nie wiem jak mi się to udało ale udało się. Zrobiłam dla siebie sweterek, szydełkiem i miałam go już na sobie, bo nastąpiła przerwa w upałach. Proszę oto ja i mój sweterek.


Wzór dość prosty i po jednym powtórzeniu robiłam z głowy. Wyszło 35 dag bawełny Altin Basak miya (125m/50g) szydełko 3,5. Wyrób się spodobał i już mam zamówienie od teściowej na taki sam.
Aktualnie próbuję zrobić bolerko dla córki i już nawet zaczęłam ale jakoś w trakcie pracy przestał mi się podobać wzór, który jakoś nie pasuje do wybranego przez nią, ulubionego ostatnio, koloru fioletowego. Nie pokażę więc ani kawałka robótki bo i tak idzie do sprucia :-). Kupię jaśniejszą wełenkę i zrobię po swojemu a fiolet przerobię na coś ażurowego. Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze w czasie tych wakacji.

niedziela, 4 lipca 2010

Myślał indyk o niedzieli a w sobotę łeb mu...

Planowanie w moim wypadku mija się z celem. Po kiepskim finansowo początku roku nie planowałam żadnego wielkiego wakacyjnego wyjazdu, nie było za co i raczej małe były perspektywy na nagłe wzbogacenie się (jakoś nie wychodzą mi te 6-tki w LOTTO). Chciałam jedynie zabrać dzieci na kilka dni do mojego rodzinnego miasta w odwiedziny do mojego taty, który tam mieszka. Ojciec wziął urlop i jutro miałam wysiadać na dworcu we Włocławku. Tymczasem moje dzieci, zgodnie zresztą z czarnym scenariuszem pochorowały się koncertowo. Najpierw Ala złapała jakieś paskudne przeziębienie, zakończone antybiotykiem, później tradycyjnie już Piotruś zaczął pokasływać. Myślałam, że jak zawsze dostanie zapalenia oskrzeli tymczasem on kaszle a dodatkową atrakcją są wymioty po każdym posiłku :(. Na szczęście "nic" poza tym nie wskazuje na poważną chorobę, może normalnie pić i nie zwraca mleka, które stało się głównym jego posiłkiem, nie ma gorączki i normalnie się bawi. W piątek wieczorem byłam z nim u lekarza, na tzw. pomocy doraźnej, gdzie lekarka nic na dobrą sprawę nie stwierdziła. Jutro czeka mnie wizyta u naszego pediatry.
Atrakcje nocne zapewniła mi za to Alicja, która najpierw zwymiotowała w łóżku u siebie a potem nie zdążyłam i moje łóżko również zaliczyło zmianę pościeli a podłogi w kilku pomieszczeniach mycie, dodam że była godzina 1 w nocy. Takie atrakcje powtórzyły się jeszcze kilka razy w ciągu tej nocy no i trwają nadal. U Ali "zadziałały"najpewniej czereśnie, bo objawy zupełnie inne niż u Piotra.
I tak właśnie zakończył się mój zaplanowany wyjazd do Włocławka. Nic to, jak wyzdrowieją będziemy chodzić na basen, jest jeden w pobliżu, potrzebny nam tylko tatuś, który za tydzień zaczyna urlop i zjedzie z Kielc do Poznania.
Mam nadzieję, że teść da radę podjechać dzisiaj do mnie aby zostać z Alą na chwilkę, ja muszę przecież oddać swój głos na "właściwego" kandydata.

piątek, 25 czerwca 2010

wtorek, 22 czerwca 2010

Słaba średnia

Kiedy zaczynałam pisać bloga miałam wielką nadzieję, że będę robić wpisy w miarę regularnie i często, przecież tak wiele mam do powiedzenia całemu światu :-). A tymczasem mam średnio dwa wpisy miesięcznie a wszystko dlatego, że doba ma 24 godziny i za nic nie chce się wydłużyć. Niby nie pracuję zawodowo i siedzę w domu z młodszym dzieckiem więc teoretycznie czasu mam całe mnóstwo ale każda matka wie, że jeden dwulatek (prawie) i jeszcze jedna sześciolatka (prawie) są pożeraczami maminego czasu wolnego (w praktyce oznacza to, ze czasu takiego nie mam wcale). Pozostają mi wieczory/noce ale tylko teoretycznie, kryzys (który podobno nie dotknął Polski zbyt mocno ?) zagonił mnie do pracy i wieczory poświęcam na robienie kolczyków, naszyjników, bransolet i zawieszek w ilościach iście hurtowych. Dlatego właśnie wydzierganie jednej serwetki zajmuje mi prawie miesiąc a czasu na zrobienie bluzki na drutach czy szydełku nie mam wcale. Błogosławię tego, który wymyślił audiobooki, dzięki czemu mogę "czytać" i dłubać biżuterię jednocześnie. To moja kolejna bolączka, wcześniej czytałam po kilka książek miesięcznie teraz szkoda mówić :(. Jestem jednak pewna, że za jakiś czas wszystko wróci do normalności, mojej własnej oczywiście :-).
Dziękuję wszystkim, którzy mimo mojej małej aktywności odwiedzają mojego bloga i chwalą moje nieliczne prace. Ja zaglądam do Was regularnie i z wielką przyjemnością podziwiam Wasze prace.

piątek, 4 czerwca 2010

Coś większego

Tytułowe coś większego to tylko kolejna serwetka, tyle że większa :-). Już widać taka moja karma, mam robić szydełkowe serwety, wszelkie robótki na drutach, mimo iż lubię druty, nie wychodzą mi, tzn. nie podoba mi się to co wychodzi :-. O ile oczywiście udaje mi się dokończyć dzieło heh. Tym razem zrobiłam serwetkę nie z bawełnianego kordonka jak zazwyczaj a z Korala 10. Sesja zdjęciowa plenerowa, nadal nie dorobiłam się stosownego stoliczka więc wykorzystałam zasoby teściów. W domu ciemno więc stoliczek z serwetką wylądował na trawniku przed domem. A co do serwetki sami oceńcie:-).




Jeśli chodzi o pracę na tej nitce to szło szybki i bez jakichkolwiek problemów muszę tylko przystosować się do jej ciężkości. Wydaje mi się jednak, ze chwilowo przestawię się na nową nitkę. Teraz robię coś mniejszego, coś, bo nie serwetka, będzie składało się z 9 połączonych elementów. Szybko się szydełkuje bo elementy te są bardzo małe a ja lubię, kiedy od razu widać efekty mojej pracy.